Od jakiegoś czasu na blogu cisza. Mam wrażenie, że nie muszę pisać, że oznacza to, że praca w świecie rzeczywistym spędza sen z powiek, okupuje każdą wolną przestrzeń i zmusza do przewartościowania listy priorytetów. Większość czytelników to nauczyciele – dobrze wiecie jak wygląda początek roku, napotkanie pierwszych (drugich i trzecich…:)) trudności i przeszkód, na jakim poziomie znajduje się chęć sprostania własnym i cudzym wymaganiom, o tym jak strasznym miesiącem jest listopad też nie muszę się rozpisywać (z okazji zbliżających się świąt napisałam list do świętego Mikołaja z prośbą o dłuższą dobę, 4-dniowy tydzień pracy i bardziej odporny układ immunologiczny). Teraz jeszcze trzeba wziąć pod uwagę, że w przypadku kooperatywy Ponad Horyzont wszystko jest nowe, niestandardowe, wymagające czasu, cierpliwości, zaufania. Tworzymy coś od zera, samodzielnie, bez “instrukcji obsługi”. Wyjaśniając słowo wstępu – bywa ciężko (choć przeważają chwile dające ogromną satysfakcję i pokazujące piękno i wartość tego procesu) stąd brak czasu i motywacji do uzupełniania newslettera czy opisywania co się u nas dzieje. Wiem jednak, że jak tylko pokonam moje aktualne przeszkody, wrócę do spisywania refleksji i dzielenia się z Wami wiedzą i doświadczeniami.
Tymczasem chciałabym podzielić się z Wami opisem wycieczki, tym razem stworzonym przez mamę jednego z uczniów, która tego dnia uczestniczyła w naszych zajęciach. Jak już wspominałam, niezwykle ważnym elementem naszej kooperatywy jest uczestnictwo rodziców w życiu szkolnym. Tworząc wspólnotę, dbamy o to, by wszystkie sfery życia ucznia – rodzinnego, szkolnego i pozaszkolnego – przenikały się i dzięki temu zwiększały wpływ na jego harmonijny i zrównoważony rozwój. Nie wspominając już o tym jak bardzo uczestnictwo rodziców w zajęciach szkolnych, wycieczkach czy innych aktywnościach ucznia warunkuje relacje i postawy.
17.10 z okazji Dnia Mediacji zostaliśmy zaproszeni przez Marię Turek, arteterapeutkę i trenerkę umiejętności wychowawczych, na warsztaty, podczas których nasze dzieci miały okazję poznać różne sposoby rozwiązywania konfliktów. O tym czego mogliśmy doświadczyć w OŚRODKU PSYCHOTERAPII I WSPARCIA DLA RODZIN – PLASTER MIODU(<— link do strony, na której znajdziecie więcej informacji na temat tego wyjątkowego miejsca) przeczytacie w tekście Agnieszki Pijanowskiej.
Dzień wycieczki do Ośrodka psychoterapii i wsparcia dla rodziców – Plaster Miodu
Dla mnie to dzień doświadczania wspólnoty, przygody i obserwacji dzieci, tego jak się odnajdują w grupie, ich energii, pomysłów, relacji jaką tworzą z nauczycielem.
Ale od początku… już w autobusie mogłam przekonać się jaką więź dzieciaki tworzą ze swoim nauczycielem, mój syn pomimo mojej bliskości wybierał towarzystwo Asi – nauczycielki, to za nią podążał. Miałam okazję by przyjrzeć się jakie wartości Asia przekazuje „mimochodem” swoim podopiecznym. Pojawił się kontekst uważności na innych pasażerów, rozmawianie takim głosem, by inni uczestnicy mogli podróżować w komforcie, ustąpienie miejsca siedzącego osobie starszej. Podróż tramwajem okazała się również miejscem do eksploracji zasad siły odśrodkowej, jak również dzieci szukały odpowiedzi, po co w autobusie przegubowym jest miejsce z „harmonijką”. Był też czas na zabawę – próba równowagi w momencie kiedy autobus wchodził w zakręt, wszystko to działo się w radości i przy zachowaniu zasad bezpieczeństwa.
Po dotarciu na miejsce uczniowie mieli czas na zjedzenie posiłku i zabawę, jeżdżenie poduszkami po drewnianej podłodze, zaspokajało to ich potrzebę ruchu i zabawy, a jednocześnie było okazją do oswojenia się z nowym miejscem.
Gdy dzieci były już gotowe do posłuchania po co przyszły do tego miejsca, prowadząca zaproponowała im różne zajęcia wokół tematu mediacji. Najpierw uczestnicy mogli się przekonać co ich łączy – jakie rzeczy lubią robić, co lubią jeść, znalazło się wiele wspólnych płaszczyzn, co było momentem do świętowania a czasem i zdziwienia – jak to, to ty też to lubisz, lub wręcz odwrotnie, zdziwienia, że ktoś z nas ma inaczej. Po tym wprowadzeniu mieliśmy czas na przyglądanie się swoim ekspresjom podstawowych uczuć, okazało się, że każdy z nas dawał na tyle czytelny obraz, że inne osoby nie miały problemu z odczytaniem danej emocji.
Kolejnym elementem zabawy była próba „dogadania się” instrumentów, każde z nas miało swój własny, inny od pozostałych instrument muzyczny. W pierwszej części ćwiczenia wszyscy naraz uruchamialiśmy swoje instrumenty. Trudno nam było usłyszeć poszczególne dźwięki, uczniowie przekonali się, że w ten sposób instrumentom trudno będzie się usłyszeć, i że to, co się z nich wydobywa nie przypomina melodii a po prostu jest czymś, co w życiu możemy doświadczać, kiedy ludzie nie słuchając siebie nawzajem mówią równocześnie. Potem przeszliśmy do próby stworzenia dialogu między poszczególnymi instrumentami, odzywały się one pojedynczo a my poprzez kontakt wzrokowy dawaliśmy sygnał ku jakiemu instrumentowi wysyłamy naszą melodię. Ten moment był znacznie milszy dla naszych uszu, było spokojniej, wolniej, był czas na wsłuchanie się w to, co instrument „mówi”. Wzmocnieni o tą nową wiedzę, przeszliśmy do zainscenizowania sytuacji konfliktowej między dwoma stronami. Część z nas widziała na położonej na podłodze kartce cyfrę 6, druga grupa – cyfrę 9. Wykrzykiwanym argumentom i rosnącej ekspresji trudno było się zatrzymać, coraz bardziej oddalaliśmy się od siebie, aż w końcu między nami pojawiła się rzeka, której nie dało się przeskoczyć, przepłynąć, choć byli śmiałkowie. Uczniowie szukali rozwiązania, na to jak przedostać się na drugą stronę, po to by móc wysłuchać mieszkańców zza rzeki. Do tego zbudowali most z rąk, po którym mogliśmy, w przenośni, przechodzić z jednego brzegu na drugi. Zobaczenie perspektywy drugiej osoby, która widziała 6 podczas gdy my 9, dała dzieciom do myślenia, refleksja jaka się pojawiła, to taka, że ktoś może widzieć lub słyszeć zupełnie coś innego niż ja w danym momencie, choć patrzymy lub słyszymy to samo. Cenne doświadczenie.
By zebrać to wszystko, czego doświadczyliśmy, narysowaliśmy plakat, na którym znalazł się most nad rzeką, ryby, oraz symbole tego, co nas może wspomóc wtedy kiedy jesteśmy w sytuacji konfliktowej. Tymi symbolami jest ucho, które ma przypominać o uważnym słuchaniu, serce – o empatii, oko – o byciu uważnym na drugą osobę, zegar – by pamiętać o tym, że empatia potrzebuje czasu.
I ja tam byłam, a com widziała i słyszała powyżej zamieściłam.
Pisząc ten artykuł, jeszcze raz chciałabym podziękować autorce warsztatów za wspaniałe, niezwykle wartościowe zajęcia, które przygotowała dla naszej grupy. Marysiu, z rozwiązań, które zaproponowałaś dzieciaki korzystają codziennie, starając się pamiętać o uważnym słuchaniu oraz poszanowaniu dla odmiennej opinii i perspektywy na pewne sprawy. Uważam, że takie zajęcia powinny być elementem pracy z uczniami na każdym etapie edukacyjnym.
Do powyższego opisu dodam jedynie, że dla mnie, zarówno warsztaty jak i obecność jednego z rodziców były fantastycznym uzupełnieniem naszego programu, mojej misji edukacyjnej. Współpraca, dzięki takim wydarzeniom, nabiera dla mnie nowe znaczenie. Oprócz oczywistych kwestii i wartości jakie niosą za sobą opisane powyżej procesy wspólnie przekazaliśmy dzieciom, że współpraca nie jest tylko formą pracy w szkolnej klasie. Możliwość wzbogacania rozwoju dzieci i uzupełniania moich braków jest dla mnie od zawsze kwestią priorytetową, dlatego staram się być dla uczniów autentyczną i dawać im przykład – jeśli czegoś nie potrafię, nie wstydzę się o tym mówić i potrafię poprosić o pomoc. Gdy coś sprawia mi trudność mam kilka możliwości – mogę się tego nauczyć, podjąć współpracę z kimś kto zechce mi pomóc, mogę też uznać, że ktoś wykona to zadanie lepiej niż ja. I wszystkie opcje są dobre, o ile dobrze się z nimi czujemy. Dlatego zamiast dążyć do perfekcji i opanowania wszystkich możliwych umiejętności, dążę do pogłębiania samoświadomości, podnoszenia poczucia własnej wartości oraz stabilnej i adekwatnej samooceny. Gdy te aspekty rozwoju stały się moim priorytetem (w nauczaniu i w rozwoju osobistym) zaczęłam doświadczać i obserwować zmiany, które pozwoliły, mi i moim uczniom, przekraczać granice, zarówno te, które ustaliliśmy sobie sami jak i te, które zostały nam narzucone.
Artykuł opracowany we współpracy z Agnieszką Pijanowską