Konglom- zajęcia, dzięki którym zbudujesz wspólnotę szkolną

1
2392

Zacznijmy od tego, że idea zajęć “conglom” wywodzi się z programu prywatnej szkoły Riverside, działającej w Ahmadabad w zachodniej części Indii. W czasie mojego stażu w zespole szkół Pushpalata, w południowych Indiach, zrozumiałam jak zróżnicowaną i niezależną ofertę mają szkoły prywatne w tym kraju i postanowiłam dowiedzieć się jak najwięcej na temat poszczególnych zajęć i celów z nimi związanych. W efekcie poszukiwań mam 3 tony inspiracji, które staram się wprowadzać do swojego raju małymi, racjonalnymi porcajmi. Nie mam bowiem zamiaru wywracać uczniom świata do góry nogami, tylko udoskonalać to, co powinno zostać udoskonalone, dostosowywać tempo, metody i formy pracy do indywidualnych możliwości i predyspozycji uczniów oraz uatrakcyjniać lekcje, na tyle, na ile jest to możliwe. Bo szkoła może być zarówno ciekawa jak i fajna. Choć wymaga to od nauczycieli sporych pokładów kreatywności, zaangażowania, czasu i cierpliwości. Podkreślę jednak jeszcze raz – da się i warto! 🙂

Zanim przejdziecie do dalszej części artykułu, jak zawsze w przypadku materiałów stworzonych w ramach projektu METODYCZNA DEGUSTACJA zapraszam do zapoznania się z poniższym nagraniem (8 cennych minut, najlepiej mieć pod ręką herbatę lub kawę!:)).

Postanowiłam zmienić nazwę zajęć, o których dziś opowiadam, bowiem w języku polskim mamy odpowiednik nazwy “conglom”. Dlatego od dziś, zajęcia te nazywać będę “konglom” (skrót od słowa konglomerat i spolszczenie) choć przyznam szczerze, że bardziej podobały mi się: bezpośrednie tłumaczenie (“zlepek”) i synonimy (“mydło i powidło”, “miszmasz”, “mozaika” <– ostatniego nie wybrałam by nie podłączać się do już istniejącego określenia i inicjatywy nauczycielskiej “mozaiki edukacyjnej”). Ponieważ często korzystam z zagranicznych źródeł i nie zawsze znajduję odpowiednie tłumaczenia mam czasem watpliwość, czy zostanę właściwie zrozumiana. Mam nadzieję, że ustalanie nomenklatury pomoże nam w przyszłości na bardziej efektywną komunikację i łatwiejsze poszukiwanie materiałów na blogu i fanpage.

KONGLOM

To coś więcej niż zajęcia integracyjne, to element… a w zasadzie fundament kształcenia. Znalezienie czasu w planie zajęć na 45 minut (dziennie!) rozmów, zabaw, gier, dyskusji, refleksji – codziennie – powinno być priorytetem każdego nauczyciela i dyrektora. Mam wrażenie, że w Polsce rzadko patrzy się na pewne rzeczy/sytuacje z dystansu, rzadko obiera się perspektywę długoterminową. Tak jak w życiu ucznia, tak i w życiu nauczycieli, dyrektorów czy pracowników Ministerstwa Edukacji, liczy się szybka gratyfikacja, nagroda i kara, mierzalny efekt. A przecież nie o to w edukacji chodzi. Kiedy i gdzie ktoś popełnił błąd przypisując środkom do celu (metodom sprawdzającym) znaczenie większe niż samym celom? Bo aktualnie chyba nikt nie ma wątpliwości, że w wielu państwach znacznie ważniejsze są wyniki egzaminów niż to, jakie uczeń nabył kompetencje, postawy i co faktycznie wie. Jest to temat do długiej (czasem nerwowej) dyskusji.

Podczas moich warsztatów często podkreślam, że istnieje integracja i INTEGRACJA. Niektórzy ze studiów bądź wcześniejszych doświadczeń w pracy w szkole znają tę pisaną małymi literami, organizując 3-5 zajęć integracyjnych we wrześniu, tak żeby dać uczniom czas na nauczenie się swoich imion (zabawy typu “usiądźmy w kręgu, każda osoba podaje swoje imie i nazwę zwierzęcia, która zaczyna się tą samą literą, następna osoba powtarza…”) ewentualnie wprowadzając jej elementy podczas sytuacji konfliktowych lub w przypadku nieplanowanych zastępstw. Są też tacy, którzy obierają sobie za cel stworzenie wspólnoty, wypracowanie naturalnej, efektywnej współpracy, wzbudzanie zainteresowania uczniów równieśnikami, rozwijanie empatii – i tu należy przypomnieć, że taka praca to trwały, konsekwentny, złożony proces. Na koniec nie zapominajmy, że w powszechnym mniemaniu, integrowanie (niezależnie od wielkości liter) jest zadaniem wychowawcy i nie dość, że nie ma znaczenia dla wielu przedmiotowców, to jeszcze często z rozmów wynika, jakoby jej efekty (lub ich brak w większości przypadków) nie wpływały na jakość ich zajęć. Smutne ale prawdziwe, wejdźcie na jakąkolwiek grupę dla nauczycieli i zadajcie proste pytanie: jak często wprowadzasz elementy zajęć integracyjnych podczas swoich zajęć?

Czemu będę się upierać, że budowanie wspólnoty szkolnej ma znaczenie?

Zgrany zespół chętniej podejmuje wyzwania, szybciej realizuje program, łatwiej się angażuje i reguluje od wewnatrz (np.: w przypadku uczniów z trudnościami, czy tych nie podejmujących inicjatywy). W grupie, w której występuje ogólne zaufanie, dzieci/młodzież nie obawiają się porażki, nie unikają podawania odpowiedzi w obawie o popełnienie błędu, uczniowie z problemami w procesie uczenia się sprawniej proszą o pomoc lub otrzymują ją od osoby, która zauważa ich zmagania, bo takie zachowania warunkuje wysoki poziom empatii. Skracając wywód do najważniejszej kwestii – poświęcając czas na stałą integrację, budowanie zespołu, mniej czasu potrzebujemy na gaszenie pożarów i ustalanie zasad pracy. Inne korzyści poza zaoszczędzonmy czasem to chociażby niemierzalne postawy prospołeczne i umiejętności tak ważne w życiu, a tak bagatelizowane podczas egzaminów.

Czy udało mi się przekonać niedowiarków, że również fizyk, anglista czy nauczyciel informatyki powinien w swoich scenariuszach znaleźć czas i miejsce na INTEGRACJĘ? Jeśli nie, zostawcie komentarz, chętnie podyskutuję:)).

Sylwia Derkus, współautorka niniejszego artykułu, od razu po warsztatach w Łodzi (prowadzonych w ramach Ogólnopolskiej Konferencji dla nauczycieli i dyrektorów szkół “Od nauczania do uczenia się – daltońskie inspiracje” w kwietniu tego roku) aktywnie starała się wzbogacać program przedszkolny pomysłami na zajęcia konglom, stworzonymi podczas warsztatów oraz tymi, powstałymi po pierwszych i kolejnych próbach.

Niestety, zanim przejdziecie do czytania opisów jej działań, muszę wspomnieć, że nie wszystko jestem w stanie wyjaśnić poprzez artykuł lub nagranie. Czasem, jak w tym przypadku, mogę jedynie nakreślić ogólne założenia, odnieść się do znaczenia jakiejś metody, wskazać gdzie poszukiwać dalszych inspiracji. Myślę, że najlepiej jest przekazywać ideę konglomu podczas warsztatów, w trakcie których mamy szansę stworzyć kilka pomysłów, skonfrontować je z realiami różnych placówek/instytuacji/grup, udoskonalać je w trakcie prób realizacji. Dlatego jeśli jakieś elementy działań będą niezrozumiałe – wybaczcie. Zarówno ja, jak i Sylwia, starałyśmy się wytłumaczyć wszystko najprostszym językiem.

Refleksje po pierwszych próbach

Dla lepszego zrozumienia co poszło zgodnie, a co niezgodnie z planem Sylwia załączyła krótki opis grupy i warunków prowadzenia zajęć:

Silna grupa. Silne charaktery. Dominujące. Wiedzą czego chcą. Wystepują zaburzenia, trudności z zachowaniami i emocjami. Wspaniałe, kochane, cudowne, mądre, zdolne, wytrzymałe dzieci. Obecnie 21 osób (rok temu 5 dzieci poszła do oddziałów zerowych tam gdzie pójdą do szkoły), na ich miejsce dołączyło do mnie czterech chłopców z innego przedszkola, z jednej grupy. Półtora miesiąca temu dołączył chłopiec który wrócił z Wielkiej Brytanii. „Budowanie relacji w zróżnicowanej grupie”* – to jest właśnie to! Za mną wiele szkoleń, konferencji, ja cały czas chcę dla nich więcej i oddałabym im wszystko. Oczywiście robiłam z dziećmi zadania na integrację, pracę w parach, pracę w grupach, wypowiadanie się na temat swoich uczuć i emocji, wypowiedzi „moje życzenie do dzisiejszego dnia”, „mam dziś humor… ponieważ”, „w weekend robiłem…”. Sama zawsze brałam w tym aktywny udział i byłam autentyczna – jak miałam zły humor to mówiłam, jak cieszyłam się z miłego słowa to też o tym mówiłam. Ale NIGDY nie robiłam konglomów, gdzie celem samym w sobie jest współpraca, wszystko inne dzieje się dodatkowo. Dodam, ze wyglądało to inaczej niż chciałam – bo akurat byłam w grupie sama (urlopy około świąteczne) więc zajmowałam się w tłumaczeniem, wsparciem i instrukcjami, ale też uspokajaniem/wyciszaniem/pilnowaniem tam gdzie potrzeba. Dlatego nie wychwyciłam wszystkiego. Robiłam zadania wymyślone przez moją grupę na warsztatach**:

1. Każdy zespół dostał kartkę, jeden klej, jedne nożyczki, kilka kolorowych kółek różnej wielkości oraz instrukcję „zróbcie co chcecie”. Co za różnorodność! Jaka kreatywność! Każda praca inna, każda wspaniała. Jakie relacje, jaki opis działań, jakie refleksje: „czy łatwo/trudno się pracował w zespole i dlaczego”

   

2. Każda grupa miała zadanie typu „na podłodze zostają „4 stopy, 6 dłoni”. W tej sytuacji było ciekawie, bardzo było widać u niektórych lekkość myślenia, a u innych opór w przełamywaniu schematów. Było widać charaktery liderów i opozycjonistów. Były dyskusje i bunt „ty masz stać na jednej nodze, ja nie będę” była obraza i odmówienie wykonania zadania w tej samej grupie  “bo oni mi nie pozwolili zrobić po mojej myśli to ja następnego zadania nie robię wcale”.

3. Każdy zespół, trzyosobowy, musiał przejść po sznurku z zawijasami trzymając się za dłonie. Niby było łatwo, a niektóre zakręty czy manewry wprawiały w zakłopotanie – jedno dziecko z grupy miało zasłonięte oczy, pozostałe dzieci miały poprowadzić je po sznurku tak, żeby doszło do celu całe, zdrowe i idąc jak najwięcej po linii. Jakie strategie! Niektórzy tylko ciągnęli za ręce kolegę/koleżankę, inni mówili „do mnie, w moją stronę idź” (zapomnając/nie rozumiejac, że dziecko nie widzi więc nie wie co to znaczy “do mnie” lub “w moją stornę”), inni mówili spokojnie i precyzyjnie trzymając za rękę „teraz lekko w prawo, teraz cały czas prosto”. Jeden chłopiec wykazał się według mnie mistrzowskim pomysłem (grupa dwuosobowa, bo koleżanka się obraziła za poprzednie zadanie i nie wzięła udziału w tym ćwiczeniu), stanął przed kolegą z zasłoniętymi oczami, wziął go za ręce i prowadził idąc przed nim, a nie obok niego – nie musiał nic mówić jak należy iść.

4. Zadanie z mazakiem na trzech linkach, grupa robiła wspólny rysunek – burzliwie, śmiesznie. Niektórzy przejmowali dowodzenie i rysowali po swojemu nie zwracając uwagi na innych członków grupy, ale byli też tacy, którzy mówili „to ja teraz manewruję…”,  “my napinamy linki, a ty rysuj….”, “tę brązową trzeba mocniej pociągnąć w górę”

5. Jedna osoba widzi narysowany przez nauczyciela schematyczny rysunek i opisuje kolejnej. Druga osoba nie widzi, tylko słucha. Druga osoba mówi trzeciej osobie. Trzecia osoba rysuje. Uważam, że wyszło naprawdę fajnie jak na pierwszy raz, bo ja nie dawałam podpowiedzi. Niektórzy sami wpadli na to, że trzeba opisywać kolory i wielkości oraz ułożenie na kartce (bo serca celowo robiłam nie czerwone, a słońca nie żółte), a niektórzy nie mówili prawie nic.

 

* Nazwa prowadzonych przeze mnie warsztatów

** Współautorkami pomysłów na ćwiczenia są Marta Pietrzak, Anna Balcerzak, współpracowniczki Sylwii, oraz ktoś, kogo niestety po czasie nie możemy zidentyfikować – zatem jeśli brałaś udział w naszych warsztatach w Łodzi, a w opisie odnajdujesz swoje pomysły, napisz do mnie wiadomość, a uzupełnię listę autorek!:)

Refleksje po kolejnych próbach

Tak się złożyło, że miałam plan poprowadzić konglomy to było jedno, a to, że było ogromne zapotrzebowanie na takie zajęcia, to drugie.  Co ważne, w grupie dzieci starszych byłam z dobrą koleżanką, z którą zaczynałam pracę w przedszkolu, koleżanka ta była też na twoich warsztatach w Łodzi. Tak się stało, że sytuacja idealna do … wszystkiego tak naprawdę. Tego tygodnia do grupy starszej chodziło mniej więcej 11 dzieci, tego dnia było ich tylko 9. Na pierwszy „rzut oka”, mała grupa, idealne warunki do pracy, co może się dziać? A działo się tak… 6 dzieci z mojej grupy, która została na wakacje, a od września idzie do szkoły (jak już pisałam, silne charaktery), 1 chłopiec z młodszej grupy z naszego przedszkola, 1 chłopiec w wieku pięciu lat z innego przedszkola – z dużymi trudnościami w poruszaniu się, 1 chłopiec w wieku pięciu lat, przebywający w Polsce podczas wakacji, mówiący tylko po angielsku, podobno rozumiejący trochę język polski.

Dzieci, kolegę o mniejszej sprawności, zaakceptowały bardzo ładnie, byłam dumna z tych „moich”, jak podają mu specjalistyczne kule, jak o niego dbają, jak włączają do zabawy, jacy są otwarci na rozmowy. Trudność integracji tkwiła w barierze językowej. Dostałyśmy informację, że chłopiec po opuszczeniu przedszkola nie jest w pełni zadowolony, twierdzi że dzieci nie chcą się z nim bawić. Zauważyłyśmy, że zabawa dzieci była zróżnicowana: wspólna, oddzielna, częściej oddzielna. Starałyśmy się to zmienić, poprzez próbę integracji dzieci, włączania chłopca do zabawy (za zgodą bawiących się wspólnie dzieci), tłumaczenie dziecięcych słów na dwa języki, działało to niestety tylko na chwilę. Chłopiec po krótkim czasie zabawy sam oddała się od dzieci. Konglomy sprawdziły się, niestety też nie na długo, ale to co się działo podczas nich było magiczne. Istotną informacją i pomocą był wiadomość od mamy chłopca, że zna po polsku zabawę „stary niedźwiedź”.

1. Na potrzeby włączenia wszystkich dzieci, wymyśliłam nowe zasady (“poruszać się będziemy siedząc na dywanie, mając wyprostowane nogi i odpychając się tylko rękoma w tył lub jak komuś się uda to w przód i na boki, ale nóg nie można zginać i się nimi odpychać od dywanu”). Po kilku powtórzeniach zabawy wymyśliłam, że uciekamy przed niedźwiedziem w parach, a łapią nas też dwa niedźwiedzie. Pary muszą się trzymać za ręce (oczywiście, a jak! Połączyłam pary sama tak, żeby te dzieci, które mają trudne relacje były razem). Było wesoło, intensywnie. Sama brałam udział w zabawie i musze się przyznać, że było to fizycznie męczące po kilkunastu powtórzeniach, ale przy okazji było to wzmacnianie ciała. Dodatkową atrakcją było moje zmienianie słów podczas śpiewu np.: „my się go boimy, na pupach siedzimy”.

 2. Kolejne zadanie to te, które już próbowałam i opisywałam wcześniej. Trzyosobowe zespoły: kartka, klej, nożyczki, ołówek, kilka kolorowych kółek origami i komunikat „zróbcie z tym co chcecie”. Szczególnie przyglądałam się współpracy zespołu chłopca anglojęzycznego. Był w nim z dwójką z mojej grupy, z czego dziewczynka chodziła na angielski w przedszkolu oraz poza przedszkolem. Komunikacja była: słowa, gesty, wkładanie koledze papieru do rak żeby też coś zrobił, padło hasło „flowers” i wszyscy się zgodzili i robili kwiaty, w trakcie praca ewoluowała na „mamę, tatę i dom na głowie” dzieci śmiały się podczas pracy, wykonywały zadanie zgodnie, ja pomagałam tłumaczyć. Inny zespół podczas gdy rozdawałam elementy powiedział „połóżmy na razie na bok, żeby nas nie rozpraszały”, trzeci zespół miał trudności z ustaleniem co zrobić, każdy zrobił swoją część rysunku bez konsultacji z innymi, ale na podsumowaniu prac doszliśmy do wniosku, że to i tak lepsze niż kłótnia lub nie zrobienie niczego. 

3. Kolejne ćwiczenie ruchowe składało się z trzech etapów, podczas których dzieci miały same w zespołach zadecydować, które dziecko jest dobre w czymś i wykona ten, a nie inny etap (liczyłam na to, że zauważą, że kolega z trudnościami w poruszaniu się nie zrobi wszystkiego szybko i tak też było). Pierwszy etap: siedzimy tyłem do kierunku mety, wyprostowane nogi, na nogach piłka, odpychamy się rączkami od dywanu. Drugi etap: dziecko przejmuje piłkę, podnosi ręce do góry i skacze jak żabka do kolejnego dziecka. Trzeci etap: przejęcie piłki, ręce proste w górze bieg do mety. Odcinki były krótkie, zabawę powtórzyliśmy kilka razy ciągle tłumacząc sobie, że „liczy się fajna zabawa, a nie wygrana”. Znów dużo śmiechu i radości.

4. Wyścig w trójkach, znów odpychając się od dywanu, ale pośladkami tyle, że dzieci miały założone na ciała obręcze gimnastyczne, tak że były połączone i ruch był taki jak u gąsienicy, poruszenie się jednego dziecka z zespołu szybko do przodu nic nie dawało, musiało poruszyć się i drugie i trzecie dziecko żeby być bliżej mety. Było to męczące i śmieszne. Wyścigu tak naprawdę nie ukończyliśmy bo dzieci zachodziły sobie drogę, ale były zadowolone z zabawy i pełne akceptacji do chwil zatrzymania aktywności, które wymuszałam gdy łamały reguły, czyli puszczały koła i pomagały sobie rączkami odpychać się od dywanu. Po integracji dzieci bawiły się swobodnie wspólnie, następnie była zabawa na placu zabaw i zadania tygodniowe dla całego przedszkola czyli pokaz eksperymentów.

Dla mnie ogromną wartość ma jeszcze jedna część opisu, która choć bardzo prywatna, powinna się tu znaleźć, poniżej wyjaśnię dlaczego. 

Jestem niesamowicie zadowolona, że mogłam u Ciebie na warsztatach poznać konglomy oraz, że mogę wykorzystywać je w praktyce. Dodam, że koleżanka, która ze mną w minionym tygodniu pracowała również była zadowolona z ich efektywności. Jestem bardzo dumna, bo w ciągu ostatnich kilku tygodni efekty pracy nad zachowaniami, emocjami, integracją zostały zauważone nie tylko przez nas dwie, a to oznacza, że to DZIAŁA. Mój cel, praca z dziećmi nad świadomością ciała, emocji, zachowań i postaw okazuje się być potrzebna (intuicyjnie to czułam chociaż, zdarzało się, że rok temu rodzice pytali mnie „kiedy dzieci dokładnie te literki poznają, kiedy nauczą się pisać” a ja czułam, że to nie jest ich czas, że należy pracować nad czymś innym i w efekcie ruszą z literkami sami – i tak też się stało. W tym roku małym wysiłkiem poznaliśmy litery i ich pisownię). Ćwiczyliśmy je oczywiście i znaliśmy, ale postęp, który zauważyłyśmy z koleżanką od około października był niesamowity, dzieci chłonęły treści. Czasem trzeba zrobić krok do tyłu, żeby potem zrobić dwa w przód. Gdy będę miała kolejną grupę przedszkolną, to co będzie moim kluczem w pracy z dziećmi, to będą: emocje, zachowania, postawy, drama, konglomy i integracja, terapia ręki i ciała poprzez zabawy oraz joga). Wiem już, że to dobra droga, poza tym jestem otwarta na nowe i inne.

I nie chodzi tu o obrastanie w piórka, czy poczucie, że zmieniamy czyjeś życie. Chodzi o świadomość wagi swojego zaangażowania, wartości ciężkiej, przemyślanej pracy, docenienie włożonego wysiłku (bo wszyscy tego potrzebują:)), w dokształcanie, rozwój osobisty i doskonalenie swojego warsztatu na potrzeby uczniów i rodziców. Chodzi również o ten proces, w którym zaczynamy samodzielnie rozumieć czym jest dla nas edukacja, jakie są nasze wizje na podnoszenie jakości kształcenia, co MY, chcemy osiągnąć pracując z grupą – odejście od tego co nam się wkłada systemowo do głów oraz powolne odrzucanie schematów, które nic nie wnoszą to przełom, na który niektórzy czekają latami.

Nie zapominajmy, że szczęśliwi nauczyciele zmieniają świat, a wspólnoty szkolne są rozwijającą się, mniej rozbudowaną wersją przyszłego społeczeństwa. Jeśli chcemy żyć w przyjaznym świecie, zadbajmy o relacje.

 

Artykuł opracowany we współpracy z Sylwią Derkus