Na koniec refleksja. Kalendarz to dla mnie niezwykle ważna sprawa – prowadzę je od 8 lat, zapisuję w nich absolutnie wszystko. Po latach mogę wracać i sprawdzać, gdzie w danym momencie byłam i co robiłam. I w tym roku szukanie zajęło mi 2 miesiące. W pewnym momencie byłam już w stanie zapłacić 149 zł za kalendarz jakiejś nowej marki, ale okazało się, że większość kalendarzy w 2019 to “zrób to sam” (bullet journal). Skoro musiałam spróbować czegoś nowego, to udało mi się odkupić egzemplarz biedronkowy, od nowej koleżanki z Instagrama. Niestety, w moim przypadku, zmarnowane pieniądze (z przesyłką wyszło ponad 50 zł o ile dobrze pamiętam). Nie mam aż tyle czasu, żeby wszędzie sobie wpisać wszystkie daty, rozpisać dni, tygodnie, miesiące. Irytowałam się, że nie mam nawet spisu rocznego. Dlatego widząc ten kalendarz, wiem w co zainwestuję i jaką wartość to za sobą niesie. Już sama organizacja przestrzeni do mnie przemawia, nie mówiąc o tym, jak ciekawa jestem treści, które stworzyły
