Organizacja wydarzenia szkolnego – Dzień Ziemi w Indiach

7
2156

Zacznę od najbardziej istotnej informacji: w kwestii organizacji wydarzeń, w które zaangażowane jest więcej niż dwie klasy, jestem zupełną nowicjuszką. Prócz kilku scenariuszy wycieczek szkolnych czy krótkiej akademii, nigdy nie miałam do czynienia z tak zaawansowanym i kompleksowym planowaniem. I tak oto, nie wiedząc co mnie czeka, rzuciłam się na głęboką wodę i zgodziłam się zorganizować akcję “Sprzątania Świata” w zespole szkół Pushpalata w południowych Indiach. Zatem poniższy artykuł nie będzie serią wskazówek i porad, bo nie mam żadnych kompetencji by ich udzielać, a jedynie spisaną refleksją opatrzoną zdjęciami i harmonogramem – a nóż może ktoś nauczy się czegoś na moich błędach:).

Zacznijmy od harmonogramu:

I tu pojawił się pierwszy problem – ponieważ bycie “zorganizowanym” nie leży w naturze Hindusów* harmonogram dnia zmieniałam… Uwaga… 12 razy. Mimo 3 spotkań z dyrekcją i nauczycielami, podczas których prosiłam o ewentualne uwagi, poprawki, wskazówki ostatnie “ale” usłyszałam 20 minut przed rozpoczęciem wydarzenia. Nic to, taka specyfika tego miejsca. Na szczęście miałam miesiąc aby przyzwyczaić się do takich zwrotów akcji. Myśląc o tym wydarzeniu starałam się zawrzeć w planie jak najwięcej elementów z zakresu sojuszu metod oraz rozwiązań, których nauczyłam się podczas podróży edukacyjnych w ostatnich latach. Najważniejsze były dla mnie:

  • grupy mieszane wiekowo,
  • ćwiczenie uważności,
  • wspieranie poczucia sprawczości i rozwoju autonomii,
  • przestrzeń do swobodnych wypowiedzi, ekspresji stanów emocjonalnych i refleksji,
  • przekazanie odpowiedzialności za proces uczenia się uczniom,
  • wypracowanie niewymuszonych zasad współpracy i porozumienia międzyklasowego,
  • tworzenie okazji do poczucia bliskości z naturą,
  • kształtowanie świadomości wpływu naszych decyzji na środowisko.

* ciekawostka: ponieważ w języku polskim zwykle stosuje się wobec obywateli Indii określenie „Hindusi”, często dochodzi do nieporozumień, gdyż około 200 mln Hindusów nie jest hindusami (hinduistami). Pojęcie „Hindus” (Indus, Indyjczyk) mylnie utożsamia się z pojęciem „hindus” (małą literą, wyznawca hinduizmu).

Źródło: WIKIPEDIA

 

Myślę, że warto tutaj wspomnieć, że różnice kulturowe i problemy komunikacyjne wpłynęły na jakość zaproponowanych przeze mnie aktywności, każdego dnia dowiadywałam się o kolejnych ograniczeniach i zasadach, które w jakiś sposób zaniżały wartość tego spotkania. W mojej głowie, na etapie idyllicznego planowania, wszystko zapowiadało się rewelacyjnie, a co najważniejsze miało to być wydarzenie, dzięki którym zarówno uczniowie jak i nauczyciele zdobędą wiele nowych umiejętności. Ucząc się od innych, wiecznie poszukując lepszych i bardziej efektywnych rozwiązań zdarza mi się zapominać, że nie wszyscy mają ochotę pracować po godzinach, nie wszystkim się chce angażować w aktywności dodatkowe dla uczniów, nie wszyscy są też otwarci na nowe metody i wprowadzanie nieznanych wcześniej rozwiązań. I pomimo ogólnego zadowolenia i wielu pochlebnych opinii, wiem, że wydarzenie to mogło być znacznie ciekawsze i lepiej zorganizowane. Ponieważ sądzę, że możesz nauczyć się czegoś na moich błędach opiszę wszystkie sytuacje, które w mojej ocenie nie powinny mieć miejsca.

NAUCZANIE PRAKTYCZNE WYŁĄCZNIE DO ZDJĘĆ

Jedną z najważniejszych aktywności zaplanowanych na “Sprzątanie Świata” było… sprzątanie. Ponieważ kampus szkolny jest odgrodzony od świata zewnętrznego wielkim murem, poza który nikt w czasie zajęć wyjść nie może (mnie było trudno wyjść nawet po zajęciach – ze względów bezpieczeństwa i utartych schematów, według których kobieta nie może wychodzić sama) wymyśliłam inne rozwiązanie niż spacer z workami na śmieci. Otóż kampus jest sprzątany 3 razy dziennie przez liczną grupę pracowników – zbieranie śmieci, zamiatanie przestrzeni publicznej (łącznie z boiskiem szkolnym), zbieranie liści i dbanie o wygląd terenu szkolnego. W związku z czym poprosiłam dyrektora aby tego dnia zwolniono z obowiązków pracowników i przygotowano listę zadań dla uczniów. Znając realia sama również zrobiłam wywiad i dowiedziałam się jakie czynności muszą zostać wykonane: lista została zatwierdzona i przydzielona uczniom klas 1-4 na dwa tygodnie przed 01.12.2018.

Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy analizując grafik z nauczycielami usłyszałam, że konkretni uczniowie zostali “wyselekcjonowani” do zdjęć ze szczotką czy innym przedmiotem oraz, że na zdjęcia potrzebować będziemy wyłącznie 10 minut dlatego powinnam wprowadzić poprawki w harmonogramie. Kiedy zgłosiłam sprzeciw mówiąc, że tu nie chodzi o zdjęcia, a o naukę odpowiedzialności i szacunku dla pracy wykonywanej przez pracowników szkoły usłyszałam, że rodzice nie płacą za szkołę by ich dzieci uczyły się do zawodów, którymi na pewno nie będą się zajmować w przyszłości. W tym momencie zauważyłam, że głową muru nie przebiję.

 

Podobnie “rozwiązano problem” z pomysłem na sadzenie roślin, mycie powierzchni zakurzonych liści oraz spacer skoncentrowany na uważność: dzieci nie mogą się brudzić, taplać w błocie, bawić wodą i dotykać ziemi. Zatem to nauczyciel miał dokonać prezentacji poszczególnych czynności, zaś uczniowie obserwować z bezpiecznej odległości. Pełna frustracji i z narastającym buntem uznałam, że nie zastosuję się do wytycznych. Świadomie postąpiłam wbrew wskazaniom i muszę powiedzieć, że absolutnie nie żałuję. Co więcej, dyrektor szkoły finalnie był  bardzo zadowolony, że “nie zrozumiałam o co mu chodziło”;).

MIESZANIE GRUP WPROWADZA CHAOS

Nauczyciele chyba początkowo byli mocno zniechęceni narzuconym planem współpracy ze mną – uważali, że moje pomysły są z kosmosu i nie da się ich wprowadzić w ich placówce (i zupełnie się nie dziwię skoro dyrekcja i rodzice narzucają im tyle ograniczeń…). Podczas pierwszych spotkań nie otrzymywałam żadnych informacji zwrotnych, wskazówek czy uwag dotyczących moich planów. Ciężko było mi zachęcić kogokolwiek do wymiany zdań. Jednak potrzebowałam pomocy i bardzo zależało mi na współpracy dlatego mimo nerwów i obaw zaczęłam od indywidualnych rozmów z wychowawcami grup. Po jakimś czasie usłyszałam pierwsze uwagi i zauważyłam gdzie leżą problemy poszczególnych nauczycieli. Starałam się wprowadzać zmiany i dostosowywać co mogłam do wymagań innych nie zapominając o moich celach i założeniach wydarzenia. Najtrudniej było mi przekonać nauczycieli klas starszych do współpracy międzyklasowej. Za nic nie chciałam rezygnować z tego pomysłu więc starałam się przekonać wszystkich zarówno przykładami teoretycznymi jak i praktycznymi, podając mnóstwo źródeł i podsyłając linki z filmami i badaniami. Finalnie bardzo sceptyczni, z minami “zaraz zobaczysz co się będzie działo”, stawili się wraz z uczniami w stołówce szkolnej gdzie zorganizowałam pracownię twórczą. Uczniowie samodzielnie wybierali sobie miejsce pracy (“przecież oni się nigdy nie zdecydują jak będą mieli taki wybór!”), wybierali materiały (“zmarnujemy mnóstwo czasu i pomocy dydaktycznych”), ustalali temat projektu i opracowywali plan działania (“jeśli im nie będziemy pomagać nie wyrobią się w czasie”). Jak widzisz wątpliwości było mnóstwo.

Na wstępie poprosiłam nauczycieli aby nie uciszali uczniów (jak się okazało zupełnie nie byli przyzwyczajeni do “niesubordynacji” podopiecznych i twórczego szumu, ja z kolei nie mam zielonego pojęcia jak można dokonywać analizy i selekcji pomysłów w absolutnej ciszy). Podchodząc do każdej z grup sugerowałam, że jeśli nie przeszkadza to ich sąsiadom mogą swobodnie rozmawiać, nucić czy śpiewać (sama nie jestem w stanie pracować twórczo bez muzyki :)) i tak w pewnym momencie jeden z zespołów zaczął śpiewać hymn szkolny (mówiący o miłości i szacunku do innych ludzi, potrzebie dzielenia się i przesyłania aktów dobroci) z każdą chwilą dołączał nowy zespół i finalnie prawie wszyscy uczniowie śpiewali głośno słowa piosenki, wpatrzeni w swoje projekty. To jedno ze wspomnień, które zostanie ze mną na całe życie.

KONTAKT FIZYCZNY JEST ZBĘDNY

Od zawsze uważałam, że przytulanie nauczyciela czy kolegi/koleżanki z klasy to absolutnie normalna sprawa. Wskazuje to na pozytywną relację między nimi, szacunek i przywiązanie.  Z takiego odruchu możemy wywnioskować, że poczucie bezpieczeństwa i przynależności jest zapewnione. Wiem jednak, że nie wszyscy widzą ten akt z tej samej perspektywy i absolutnie to szanuję. Zważając na indyjską kulturę  i ogólne zasady musiałam sporo się napocić wymyślając alternatywy dla niektórych aktywności prowadzonych metodą Dramy, które bardzo chciałam poprowadzić z moimi uczniami. Jednym z nich było stworzenie posągu drzewa – element kończący nasze obchody. Wiedząc, że uczniowie dzieleni są na grupy ze względu na płeć, obserwując codziennie interakcje wyłącznie wewnątrz grup żeńskich lub męskich zupełnie nie skojarzyłam, iż kontakt fizyczny będzie czymś zupełnie odbiegającym od normy, niewskazanym. Jednak mimo kilku niezręcznych momentów (“jak to mamy się przytulić?”) cieszę się, że spróbowaliśmy znaleźć rozwiązanie. Kiedy poleciłam uczniom podzielić się na dwa zespoły, żeński i męski, oraz stworzyć posąg drzewa z własnych ciał, myślałam, że tak jak wcześniej w Polsce, Finlandii czy Holandii dzieciaki rzucą się do grupowego uścisku wymachując rękami lub pozując tak by ich kończyny wyglądały jak gałęzie i korzenie. Nic bardziej mylnego.

Do każdego z zespołów musiałam podejść 3-4 razy, tłumacząc kolejno nauczycielom o co chodzi w zadaniu. Co jest jego celem. Mówiąc szczerze, byli co najmniej zdezorientowani. Zupełnie nie wiedzieli co przekazać uczniom, jak im pomóc. I tu właśnie dało się odczuć samodzielność uczniów, z grup wyłonili się liderzy nadzorujący pracę innych, szybko zebrano pomysły i odtworzono kilka wersji posągu. Proces tworzenia i “rozwiązywania problemu” trwał 15 minut, w ciągu których mogłam zauważyć, że dzieci w Indiach mimo oporów i braku pewności podjęły próbę wykonania zadania i zrozumienia odmiennego punktu widzenia. Zaobserwowałam również, że to nauczyciele wprowadzali chaos i sugerowali inne rozwiązania niż te, które wiązały się z jakimkolwiek kontaktem fizycznym. Co ciekawe, zapytałam niektórych, czemu odciągają dzieci od pomysłu złapania się za ręce czy przytulenia i w odpowiedzi usłyszałam, że jest zbyt gorąco by wchodzić w czyjąś przestrzeń osobistą (o dziwo w innych miejscach publicznych, poza szkołą, zupełnie nie mają takich problemów, to ja najczęściej starałam się uchronić przed kontaktem fizycznym z nieznajomymi;)) zatem wnioskuję, że problem leżał gdzie indziej.

Ostatecznie obchody wcale nie wyszły tak źle jak by można wnioskować z mojej wypowiedzi, starałam się jednak podkreślić te elementy, które rzutowały na jakość nauczania w tym wypadku. Uczniowie klas starszych (5-9) świetnie bawili się przy tworzeniu plakatów i projektów ekologicznych, współpracowali, uczyli się od siebie nawzajem, dyskutowali na tematy związane z ochroną środowiska.

Najmłodsi (klasy 1-4) dowiedzieli się sporo na temat swojego otoczenia, chętnie współpracowali przy pracach ogródkowych i rozbudzali wzajemnie swoją ciekawość świata przyrody, pogawędkom i pytaniom nie było końca.

Na zakończenie wszyscy uczniowie, nauczyciele i zarząd szkoły uczestniczyli w krótkim apelu podsumowującym, podczas którego zaśpiewaliśmy wspólnie piosenkę na cześć Matki Natury, przeprowadziliśmy quiz i zabawę edukacyjno – ekologiczną, przekazaliśmy sobie symbol dobroci i stworzyliśmy posągi drzew.

Podsumowując mogę stwierdzić, że źle się przygotowałam do przeprowadzenia tak dużego wydarzenia w zupełnie obcym, i w tamtym czasie, ledwo poznanym kraju. Brakowało mi punktu odniesienia, znajomości niuansów kulturowych i społecznych, nie miałam okazji nawiązać znajomości z innymi nauczycielami, którzy w procesie planowania i organizacji obchodów mogli być bardzo pomocni. I choć początkowo mówiłam sobie, że sporo winy leży po stronie dyrekcji, która w żaden sposób nie była zaangażowana, tak z czasem zaczyna docierać do mnie, że tak właśnie wygląda praca w Indiach i to mój problem, że oczekiwałam jakiegokolwiek wsparcia. I mimo, że cieszę się, iż dzieciaki i nauczyciele byli zachwyceni (długo po zakończeniu oficjalnej, grupowej części obchodów rozmawialiśmy, wygłupialiśmy się i uczyliśmy się przytulać;)) to wiem, że gdybym miała drugą szansę większość wydarzeń potoczyłaby się inaczej.

Kolejny raz życie pokazuje mi bym nauczyła się mierzyć siły na zamiary i nie porywać się z motyką na słońce – a jeśli już koniecznie muszę, to powinnam pamiętać o nakryciu głowy i odpowiednim nawodnieniu ;)).

Piosenka, którą wspólnie zaśpiewaliśmy towarzyszy mi od dawna, kiedyś już ją prezentowałam w jednym z artykułów na blogu. Jest to piosenka stworzona przez plemię Nawahów (rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej, największej plemię tego kontynentu), jej słowa są cyklicznie powtarzane, w coraz szybszym tempie. Słowa, tłumaczone oznaczają między innymi: “wdzięczność za życie tu i teraz, za każdy moment, narodzenie, uczenie się, dorastanie; wdzięczność za możliwość połączenia się z Matką Ziemią i ponowne narodziny”, jednak znaczenie całego utworu jest znacznie głębsze i bardziej złożone.

Każdą klasę uczyłam indywidualnie, przez 20 minut, na poprzedzających wydarzenie zajęciach.Podczas reszty zajęć rozmawialiśmy z uczniami na temat wiary, poczuciu odpowiedzialności za naszą planetę i tym, jak w poszczególnych religiach (i czy w ogóle) mówi się o Matce Naturze.

Poniżej zamieszczam przykładowe nagranie utworu: