Zacznijmy od tego, że jestem stosunkowo młoda, zatem pojęcie lifelong learning nie do końca mnie jeszcze dotyczy, niemniej jednak z braku trafniejszego określenia dla mojej analizy, postanowiłam posłużyć się istniejącym terminem, mającym przedstawić czytelnikowi, czego będzie dotyczył dzisiejszy artykuł.
Chciałabym podzielić się z Tobą moimi refleksjami dotyczącymi procesu uczenia się i motywacji do osiągania obranych celów. Tworzac ten tekst, chcę pokazać osobom, które wciąż poszukują swojej ścieżki nauczania lub nie są pewne czy ich metody są skuteczne, jak ucznie się kształtuje mój światopogląd, podejście do życia i drogę zawodową. Być może jesteś w miejscu, w którym ja byłam kilka lat temu, mimo stałej dawki inspiracji pochodzącej z książek, publikacji naukowych, filmów, poradników, warsztatów i wielu innych form stymulacji, czujesz jakby to wszystko było niewystarczające lub zupełnie bezużyteczne w Twoim życiu. Niby się uczysz, nabywasz kompetencje, a jednak nie wiesz jak je wykorzytać, nie potrafisz w pełni zaspokoić swojej ciekawości czy potrzeb.
Artykuł będzie opatrzony zdjęciami z doświadczeń, które były dla mnie przełomowe lub w jakiś sposób miały na mnie wpływ. Mam nadzieję, że dzięki takiemu przedstawieniu mojej osobistej historii pomogę komuś odkryć, jak wiele ważnych sytuacji nam umyka lub nie zostaje poddane analizie.
Zawsze miałam problemy z nauką. Treści niezbędne do zdawania egzaminów czy przechodzenia na kolejne etapy szkolne nie wchodziły mi do głowy, a imiona i życiorysy bohaterów serialów już owszem. Do tej pory pamiętam numery telefonów stacjonarnych do większości osób z mojej podstawówki (a trochę lat już minęło i nie sądzę, żeby wiele osób wciąż posiadało telefon stacjonarny), jednak zapamiętanie dat ważniejszych wydarzeń, chociażby z historii Polski, zawsze sprawiało mi trudność.
Najważniejsze co musiałam zrozumieć w ostatnich latach, to że muszę wziąć odpowiedzialność za swoje braki w edukacji i samodzielnie nauczyć się tego, czego nie nauczono mnie w szkole. I w żadnym wypadku nie twierdzę, że winę za to ponoszą moi nauczyciele, czy program nauczania – nigdy nie byłam pilną uczennicą, więc prawdopodobnie to moja wina, że coś zaniedbałam lub nie dostrzegłam możliwości. Niemniej jednak, zdaję sobie również sprawę, że system i cele szkolnictwa nie zaspokajały potrzeb uczniów. Najlepsi bowiem zdobywali maksymalną punktację na egzaminach, kończyli rok szkolny z czerwonym paskiem na świadectwie, ale kiedy zapytało się ich co lubią, czy jaki mają pogląd na otaczający ich świat nie wiedzieli, bo wychodziło to poza zakres podstway programowej. Niewielu nauczycieli czy rodziców pyta uczniów czy są szczęśliwi lub czym jest dla nich wizja sukcesu, a każdy z nas słyszy powtarzane codziennie “czego się dziś nauczyłeś?”, “co w szkole?”, “co dostałaś ze sprawdzianu?”.
Wiedząc, że nie potrafię się uczyć inaczej niż “na pamięć”, nie odnotowując zmiany sposóbów uczenia i przekazywania treści pomiędzy szkołą średnią, a szkołą wyższą, szukałam alternatywy i pomocy z zewnątrz. Wyjechałam na studia do Danii, potem do Holandii i Finalandii. Raz na zawsze zmieniłam bezrefleksyjną i nudną ścieżkę edukacyjną na taką, która jest dostosowana do moich potrzeb i możliwości, najważniejsze jednak jest to, że zrozumiałam, że nie będę uczyć się tylko tego co można ocenić, wykorzystać w pracy lub w szkole – jeśli chcę mogę znaleźć czas na naukę czegoś co sprawia mi przyjemność i co z pozoru wydaje się bezużyteczne w mojej pracy czy życiu. Chodząc do szkoły, czy rozpoczynając studia po prostu tego nie rozumiałam.


Autoanaliza
Ile razy zdarzyło Ci się obejrzeć film czy przeczytać książkę i nigdy więcej o nich nie pomyśleć? Pójść spać, czy zjeść kolację nie rozmawiając na temat wrażeń i przeżyć? Chciałabym zaznaczyć, że stwierdzenie “podobało mi się”, lub “dobry film” to żadna refleksja. Do dziś pamiętam, kiedy pierwszy raz miałam okazję podyskutować na temat obejrzanego filmu, dokładniej dokumentu historycznego, jeden z rozmówców zadał mi pytanie: “co zrobiłabyś inaczej?”, a ja zastanawiałam się w jaki klucz odpowiedzi mogłabym się wstrzelić… Co powinnam powiedzieć, a nie, co chciałabym. Jaka opcja byłaby najlepiej odebrana przez moje towarzystwo lub jaka odpowiedź mogłaby wydać się “najmądrzejsza”. Całe życie szkolne przyzwyczajano mnie do tego, że nie to co myślę się liczy, a to co powinnam myśleć. To, co zostało ustalone z góry przez jedną lub kilka osób i ma znaleźć się w kartach odpowiedzi setek tysięcy uczniów. I niezależnie czy dotyczy to tematyki przedmiotów ścisłych czy humanistycznych, Prawa Pitagorasa lub wiersza. Opcje są ograniczone, należy zastosować słownictwo i formę jakiej się od nas oczekuje. Przez wiele lat myślałam “jakie to ma znaczenie co ja bym zrobiła w takiej sytuacji, tak było/tak coś zostało opisane i już, ja muszę tylko pokazać, że zrozumiałam o co chodziło”. I w tym właśnie “wstrzeleniu się w klucz” byłam na pewnym etapie doskonała, mając dosyć niskie wyniki szkolne, mogłam się pochwalić maksymalnymi wynikiami egzaminów z części humanistycznej.
Pytania holenderskich wykładowców wyprowadzały mnie zupełnie z równowagi i stanu rozumienia systemu edukacyjnego: “Nie dlaczego powinnaś, tylko dlaczego chciałabyś…”, “Wyjaśnij w jaki sposób spotkanie z nauczycielami szkolnymi, przedstawicielami placówek pracujących według różnych modeli edukacyjnych, wzbogaciły Twoją osobowość”… A co ma do tego moja osobowość?! Dlaczego nie pytają o daty stworzenia planu dlatońskiego, czy o założenia planu jenajskiego? Od kiedy na studiach w ramach zaliczenia piszę się pamiętnik, nie zaś egzamin – test wielokrotnego wyboru z punktami ujemnymi???
Zrozumienie dlaczego refleksje są elementem uczenia się i jak ważną rolę odgrywają w procesie przyswajania i systematyzowania wiedzy zajęło mi znacznie więcej czasu niż powinno. Tak naprawdę, dopiero 3 lata po zakończeniu studiów w Zwolle mogę z pełną świadomością stwierdzić, że już wiem, jakie metody i w jaki celu stosuje się w Holandii.





Wychodzenie poza strefę komfortu
Ostatnimi czasy wyzwania to jakby element mojej codzienności. Nie zawsze mam na nie ochotę, ale nieraz są one efektem wcześniej podjętych decyzji. Ostatnim większym wysiłkiem na jaki naraziłam mój mózg, była randka w kinie. Aktualnie mieszkam w Amsterdamie, dlatego napisy do filmu były w języku holenderskim, z kolei film w całości w języku francuskim (kanadyjskim francuskim!) pomimo informacji i zapewnienia pracowników kina, iż audio jest w języku angielskim (całe dwa dialogi…). Znam oba języki na imponującym poziomie A2 (choć myślę, że to zależy od dnia;)), czyli jak to określam: “komunikatywny jeśli chodzi o szukanie toalety bądź zakupy, żadne inne kontakty z nativami nie wchodzą w grę”. O dziwo, zrozumiałam (tak w przybliżeniu) 70% choć nie jestem w stanie czy więcej zrozumiałam z mowy ciała, obserwacji sytuacji na ekranie czy faktycznie ze słuchania lub czytania (a starałam się robić to równolegle;)). Po projekcji, obiecałam sobie, że częściej będę się wystawiać na taką siłownię językową.
Jak często zdarza Ci się oglądać niszowe produkcje filmowe? Lub po prostu filmy robione przez mniej znanych producentów, z nieznanymi aktorami, niemającymi nic wspólnego z kinem amerykańskim/angielskim czy modnymi ostatnio komediami francuskimi i hiszpańskimi?
I oczywiście nie twierdzę, że oglądanie produkcji masowych jest złe, czy pozbawione wartości, sama uwielbiam produkcje Marvela, chętnie oglądam filmy opatrzone muzyką Hansa Zimmera, lubię też oglądać efekty specjalne i animacje, których coraz więcej odnotowuję w ofercie kinematografii światowej ostatnich lat.
Są jednak filmy, które mniej znane szerszej publiczności potrafią wzbudzić wątpliwości, zmieniać opinie, kształtować światopogląd, pozostawić z wieloma pytaniami i nie dać spokoju przez następne miesiące. Co więcej, często te właśnie filmy, pozwalają mi lepiej zrozumieć jakąs kulturę, tradycje czy religie.
W tym miejscu chciałabym Ci wyjaśnić, że boję się strachu. A dokładniej, boję się tego co strach ze mną robi. Każe mi się wycofywać, ogranicza mnie i sprawia, że nie myślę racjonalnie. Dlatego kiedy tylko wyczuję, że zachowuję się pragmatycznie, wyznaczam sobie w głowie granice – robię wszystko by poznać od podszewki daną rzecz/zachowanie/osobę, staram się zrozumieć nieznane, zanim określę, że jest ono dla mnie przerażające.
A nieznanym straszą mnie od lat – “nie jedź tam, tam tylko narkomanii, dilerzy i alkoholicy”, “to kraj muzułmanów i terrorystów”… I tak dalej. Nie zgadzam się na takie etykietowanie ludzi i miejsc, w miarę możliwości staram się sama doświadczyć życia gdzieś lub z kimś zanim wyrobię sobie na ten temat jakąkolwiek opinię.
Dziś mogę Ci polecić kilka filmów, które mnie zaskoczyły, zrodziły wiele pytań, podważyły moje osądy i wywołały co najmniej sprzeczne uczucia. Nieraz trochę czasu zajmuje mi zrobienie miejsca na “inność” i zrozumienie co autor miał na myśli.Poniżej zostawiam Ci listę moich faworytów – ich opisy i zwiastuny znajdziesz klikając w tytuły (kryją się pod nimi linki do portalu Filmweb).
PRZEPIÓRKI W PŁATKACH RÓŻY (jakim cudem tytuł został tak przetłumaczony nie wiem… Oryginalny tytuł produkcji to “Como Agua Para Chocolate” – “Jak woda na czekoladę”)
Aktualnie niecierpliwie czekam na produkcje z Islandii, Niemiec i Holandii:
Ale nie tylko powyżej przytoczone produkcje dały mi do myślenia, ponieważ lista byłaby naprawdę długa, dodam jeszcze kilka mniej znanych reprezentantów produkcji masowych. Poniższe filmy również na długo pozostaną w moim sercu i głowie:
Będę wdzięczna jeśli podzielisz się ze mną swoimi faworytami w kategorii “film niezwykły”:).
Krytyczne myślenie
Ile czasu zajęło Ci zrozumienie, że krytyczne myślenie nie wiąże się z obrażaniem czyichś uczuć? Zasady konstruktywnej krytyki i tworzenie komunikatów “ja” nie zawsze działają, ale w moim przypadku są niezbędne – nie umiem bowiem byc neutrealna, czy pozostawiać moich opinii dla siebie kiedy czuję, że jest to chowaniem głowy w piasek. Uważam, że każdy ma prawo do ekspresji stanów emocjonalnych, wyrażania swoich potrzeb i stawiania granic. Co wiecej, każdy z nas ma prawo do tego, by coś nam się podobało lub nie, smakowało lub nie, interesowało lub nie. Myśląc o swoim życiu z przestrzeni czasu (wracając na przykład do etapu szkoły średniej), nie miałam pojęcia, że nie umiem podejmować świadomych wyborów, nie potrafiąc poznać wszystkich możliwości. Kiedy ktoś pytał mnie co najbardziej lubię jeść odpowiadałam, że makaron z truskawkami – do dziś tak jest ;)), z tym, że miałam okazję poznać smaki i dania z przynajmniej 4 kontynentów i co najmniej 20 krajów, więc wybór ten jest uwarunkowany doświadczeniem i wiedzą nie wynika zaś z ignorancji i brak podejmowania prób poszerzania horyzontów.
Dziś, jeśli czegoś nie lubię, portafię powiedzieć czemu tak jest, co dokładnie mi nie pasuje i jaką mam alternatywę.
Jeśli masz problem z określeniem czy Twoje wybory mają podstawy czy wynikają z braku znajomości innych opcji możesz wykonać kilka podstawowych ćwiczeń.
Odpowiedz sobie na pytania:
- Dlaczego jakiś rodzaj muzyki jest Twoim faworytem?
- Który rodzaj muzyczny jest dla Ciebie nie do zaakceptowania? Dlaczego?
- Za co cenisz rodzaj sztuki, który najlepiej przemawia do Twojego poczucia estetyki?
- Który artysta/styl jest dla Ciebie najbardziej przereklamowany? Dlaczego tak uważasz?
Jednym z moich postanowień odnośnie poznawania świata jest zamawianie dań, których nie mogłabym wykonać sama w domu. Za każdym razem idąc do restauracji/zamawiając coś w foodtrackach/jedząc obiad w jadłodajniach staram się zjeść coś, czego wcześniej nie miałam okazji spróbować.


Dyskutuj, szukaj osób z którymi możesz debatować, ucz się argumentować swoje zdanie. Tylko poprzez praktykę jesteś w stanie podnieść swoje kompetencje w zakresie krytycznego i analitycznego myślenia. Nic też nie zmieni się po jednej rozmowie. Na to by odczuć zmianę, trzeba cierpliwie (aktywnie!) poczekać.
Ustalanie priorytetów
W szkole nie ma czegoś takiego jak priorytety, hierarchia wartości. Wszystkie przedmioty są ważne, wszystkie sprawdziany i odpowiedzi mają znaczenie, wszystkie uwagi będą zsumowane przy wystawianiu oceny rocznej. Nikt nie tłumaczy nam, że czasem możemy sobie odpuścić, że nie każdy temat musi nas interesować i że nic się nie stanie, jeśli z czegoś po prostu zrezygnujemy. Bo nawet jeżeli odpuścimy coś, co w przyszłości będzie dla nas dużo znaczyło, będziemy odczuwać różnicę – zawsze możemy to nadrobić. Podjąć decyzję o powrocie do dawno zapomnianych treści, nauczyc się czegoś, czego kiedyś nie chcieliśmy lub nie mogliśmy, nabyć kompetencje, które kiedyś wydawały się bezużyteczne. Są jednak takie elementy życia, które za nic nie wrócą. Zdrowie psychiczne, zdrowe podejście do rywalizacji i procesu uczenia się, postawy, ciekawość świata, cechy indywidualne, czas. Jeśli damy się “przemielić” przez system, nie tylko może ucierpieć na tym nasze zdrowie (nerwica, wrzody, stany lękowe, anoreksja, zaburzenia snu – to tylko niektóre problemy, z którymi borykałam się w trakcie trwania mojej ścieżki edukacyjnej, wiem, że wielu uczniów radziło sobie z tymi i innymi chorobami). Ucierpi również nasza samoocena, poczucie własnej wartości. Zatracając się w pogoni za ocenami i punktami możemy zapomnieć o rozwijaniu pasji, o wzmacnianiu mocnych stron – dopóki masz jakieś słabe, znaczy, że źle się uczysz.
Jeśli ucząc się lub pracując odczuwasz objawy wypalenia, zauważasz objawy somatyczne, które nasilają się gdy tylko pomyślisz o nauce lub swoich obowiązkach – koniecznie skontaktuj się z psychologiem. Odpuść sobie czasem. Perfekcjonizm w wielu przypadkach nie jest niczym pozytywnym. Pamiętaj, czasem spacer przed egzaminem lub ważnym spotkaniem pomoże Ci lepiej wypaść niż kolejne powtórki materiału (poczytaj czym jest proces inkubacji i jaki wpływ na kreatywność i zwiększanie wydajności mózgu mają “wędrówki myśli” oraz kolor zielony:)).
Musiałam nauczyć się ustalać, które plany mogę zrealizować, a które muszę sobie odpuścić. Ale co najważniejsze, żeby ustalić priorytety i własną hierarchię wartościu musiałam odpowiedzieć sobie na kilka ważnych pytań. Jeśli jeszcze ich sobie nie zadałaś/zadałeś, zacznij już dziś. Poszukiwanie odpowiedzi zajęło mi kilka lat, po drodze błądziłam i sądziłam, że rozumiem siebie. Najpierw jednak musiałam się “zgubić”, stracić cel z oczu, nauczyć żyć według nowych zasad: nie tych, które dyktuje mi społeczeństwo, edukacja, “dobre wychowanie”, tych, które wynikają z moich doświadczeń, krytycznego światopoglądu i świadomych potrzeb.
- Czym jest dla mnie sukces? Jak brzmi moja definicja? Kiedy mogę stwierdzić, że osiągnęłam sukces?
- Czy sukces w moim przypadku będzie oznaczał, że będę szczęśliwa?
- Co oznacza szczęście? Kiedy ostatni raz byłam szczęśliwa?
- Co czuję kiedy jestem szczęśliwa? Spokój? Euforię? Miłość? Spełnienie? Radość?
- Jakie uczucia towarzyszą mi kiedy wykonuję moja pracę?
- Czy w ostatnim roku dominowały w moim życiu emocje pozytywne czy te trudne?
Jak często zastanawiasz się nad odpowiedziami na powyższe pytania? Czy wiesz, że w moim przypadku okazały się one kluczowe w obraniu ścieżki zawodowej, wyborze partnera i podejmowaniu decyzji, które zaważyły na moim życiu? Pamietam również, że pytania te trzeba poddawać ewaluacji. Trzeba uważnie obserwować zmiany, które zachodzą w nas i w naszym otoczeniu. One wyznaczają kierunek naszych działań.



Równowaga
Musiałam się nauczyć, że czasem więcej pożytku przyniesie mi piknik z przyjaciółmi niż czytanie kolejnych badań. Że odpoczynek jest na równi ważny co czas poświęcony nauce czy pracy. Że choćbym pękła, nie zrealizuję wszystkich swoich planów i muszę się nauczyć czym są priorytety i jak ustalać hierarchię wartości. Że nie wszystko jestem w stanie zrozumieć, nie wszystkiego mogę się nauczyć, nie oznacza to jednak, że nie powinnam próbować lub poddawać się przy pierwszej przeszkodzie czy trudności. Że poddanie się nie zawsze oznacza porażkę. Czy chociażby, że zmiana obranej ścieżki nie zawsze jest równoznaczna ze zmianą celu. Wciąż się tych rzeczy uczę, wciąż łapię się na tym, że jestem znerwicowana, ogarnia mnie frustracja, zdarzają się miesiące kiedy się przepracowuję i za nic mam równowagę. Na szczęście coraz częściej jestem to w stanie zauważyć we wczesnym stadium i jakoś sobie z tym radzić. Myślę, że w tym kryje się największa wartość autoanalizy i wyciągania wniosków z doświadczeń.

Podsumowując
Powyższy artykuł jest moim sposobem na zwrócenie uwagi, na wartość analizy, refleksji i krytycznego myślenia w życiu człowieka. Nie ma znaczenia, czy umiejętność wsłuchiwania się we własne potrzeby i znajomości swoich mocnych stron, chcesz nabyć w wieku szkolnym czy na emeryturze. Najczęściej faktycznie sprowadza się to do powiedzenia “im szybciej tym lepiej”. Ja jednak chcę pokazać, że nigdy nie jest za późno na uczenie się i zastosowanie wiedzy w praktyce. Być może pomogę Ci wykonać pierwszy krok w tym kierunku.
Jeśli uważasz ten artykuł za użyteczny, wartościowy – będzie mi niezwykle miło jeśli udostępnisz link swoim znajomym z pracy, rodzinie, czy sąsiadom:)). Satysfakcja z mojej pracy będzie jeszcze większa jeśli postanowisz podzielić się swoimi przemyśleniami w komentarzach. Nic mnie tak nie motywuje do dalszej pracy jak informacja zwrotna i możliwość wymiany myśli:).