http://www.kawalek-nieba.pl/glod-w-polsce/
|
Nasz rząd, żeby stawić czoło tym statystykom (oraz wielu innym związanym z ubóstwem i problemem rodzin wielodzietnych) postanowił wyjść z inicjatywą 500+. Osobiście nie jestem zwolenniczką tego rozwiązania (nie jest to postawa polityczna, a jedynie opinia powstała na bazie doświadczeń z rodzinami objętymi pomocą socjalną, obserwacji oraz współpracy z fundacją “Bank Żywności”). Wiele razy byłam świadkiem sytuacji, w której mama mojego podopiecznego sprzedawała sąsiadom żywność, którą przywiozłam dla dzieci, żeby mieć na papierosy i alkohol. Stąd mój wniosek, jeszcze zanim 500+ zostało wprowadzone, iż pieniądze te i tak będą lądowały w nieodpowiednich rękach. I nieważne było czy chcieli przyznawać gotówkę, bony, talony czy inne papierki – zawsze znajdzie się sposób żeby to sprzedać i kupić to na co się ma ochotę.
Dlatego dziś chciałabym opowiedzieć o inicjatywie Finów. O tym, jak oni poradzili sobie z niedożywieniem wśród dzieci. I wiedzcie, że być może teraz Finlandia jawi się jako raj (zarówno edukacyjny jak i ze względu na rynek i warunki pracy), jednak jeszcze 30 lat temu sytuacja wyglądała zupełnie inaczej.
Stołówki szkolne w szkołach są darmowe (tak jak i wszystkie materiały szkolne, podręczniki itp., ale to opiszę w innym poście), posiłki wydawane są na zasadach szwedzkiego stołu, zatem każdy uczeń może zjeść tyle ile potrzebuje. Wyliczony koszt posiłku na jednego ucznia to około 0,50 Euro. Nauczyciele nie kontrolują porcji, nie narzucają ile, kto i czego ma zjeść. Przygotowane posiłki są zdrowe, pożywne jednak bardzo mało zróżnicowane. Występuje to bowiem pewien zwyczaj, komponowania sałatek ze startej marchewki i świeżego ogórka – są to dwa składniki, które możemy zjeść prawie codziennie.
Zatem mamy 3 razy w tygodniu: bar sałatkowy z dwoma podstawowymi warzywami (czasami w towarzystwie innych, jak pomidor, sałata, papryka, kukurydza), z sosem vinegret oraz nasionami słonecznika, następnie ciepły posiłek (zapiekanki, risotto, ryż z kurczakiem i wiele innych), specjalny fiński chleb, masło i czasem ser. Raz w tygodniu uczniowie dostają do posiłku gruszki, jabłka lub kisiel z owocami. Z kolei 2 razy w tygodniu w menu widnieje zupa podawana z chlebem i serem.
Większość Finów do posiłku pije MLEKO. Było to dla mnie sporym szokiem, szczególnie, że na pierwszy obiad podano zapiekankę z tuńczyka, i nikomu prócz mnie to połączenie nie wydało się dziwne:). Do picia jest także coś na wzór naszego kefiru, mleka bez laktozy oraz odtłuszczone i woda.
Bardzo podoba mi się fakt, że dzieci nakładają sobie niewielkie porcje wiedząc, że zawsze mogą liczyć na dokładkę, zatem odpadów, jest naprawdę bardzo niewiele (dla ułatwienia wizualizacji zapytałam o to panie pracujące w kuchni, odpowiedziały że łącznie dziennie wyrzucają jeden 2-litrowy pojemnik zwróconego z talerzy jedzenia – zaś w szkole uczy się i pracuje około 400 osób).
Z mojej perspektywy ten system naprawdę dba o uczniów oraz ich potrzeby. Wiemy bowiem, że właściwy, ciepły posiłek zapewnia nie tylko pełny brzuch ale i lepszą koncentrację, usprawnienie pracy organizmu, pomaga w zwalczaniu nerwowości i agresji u uczniów, daje moment wytchnienia w ciągu dnia szkolnego, ma pozytywny wpływ na zdrowie, wzrost, harmonijny rozwój, a także dobre samopoczucie ucznia.
W Holandii i Danii uczniowie wychodzą na lunch do domu lub też kupują jedzenie samodzielnie w kafejkach, w Kolumbii dzieci w ciągu 8-o lub 9-o godzinnego dnia szkolnego dostają owoc+przekąskę, (choć w tym kraju wszystko zależy indywidualnie od każdej ze szkół) z kolei w Polsce mamy stołówki, w których jest możliwość wykupienia obiadów lub uzyskania darmowych ze względu na sytuację materialną (mimo tych zabiegów dane z powyższego cytatu są aktualne). Edukacji i jej aspektom przyglądam się już w 5 kraju i w tym przypadku, holistycznego zapewniania warunków do prawidłowego rozwoju i funkcjonowania uczniów, znowu stwierdzam wyższość systemu fińskiego nad innymi. Zaczynam rozumieć na czym polega fenomen szkół w Finlandii:).